Minęło już kilka dni od naszych wielkich chorwackich wakacji. Wspomnienia zaczynają się zacierać, zapach przemijać, to ostatni moment, by je utrwalić i opowiedzieć Wam o naszych rodzinnych wakacjach na wyspie Brać.
W jednym domu spotkały się cztery rodziny. Jedna babcia, czwórka dorosłego już dziś rodzeństwa ze swoimi żonami, mężami i dziećmi. W sumie 20 osób (bo 1 dziecko w brzuszku). Byłam tam i ja. To nasze czwarte rodzinne wakacje razem, z roku na rok przybywa dzieci. Za każdym razem jesteśmy w innym miejscu. Zawsze w Chorwacji. Tym razem byliśmy na wyspie.
Spędziliśmy razem 14 dni, szczerze się śmialiśmy, długo rozmawialiśmy, graliśmy w karty i gry, piliśmy wino, pływaliśmy w morzu, jedliśmy kukurydzę na plaży, gotowaliśmy, smakowaliśmy pomidory z oliwą i lokalne przysmaki, patrzyliśmy na pluski dzieci w basenie, ktoś nawet wykąpał się w nocy.
Nie dam Wam dzisiaj przepisu na udany wyjazd rodzinny, nie powiem jak to zrobić, żeby się nie pokłócić, nie przedstawię trasy, harmonogramu czy rozkładu pływania promu z wyspy do Splitu. Opowiem Wam za to o chwilach, bo życie to chwile radości, a wakacje to taka wydłużona chwila, utrwalona słońcem i słoną wodą. Opowiem Wam o widokach, smakach, zapachach, o zatrzymaniu się w strudze światła, o widoku na przepaść, o lazurowej wodzie. Opowiem Wam o chwilach, gdy zmysły wyostrzają się po to, by te smaki i zapachy wtopić w siebie, by stały się częścią Twojej duszy, by zostały z Tobą na zawsze.
Wielu z Was, gdy myśli o tym, co jest w życiu najważniejsze, to przywołuje wartości takie jak zdrowie i rodzina, ja też tak mam. A do pewnego czasu nie dość, że tak myślę, to jeszcze tak robię. Więc nasze wakacje były bardzo rodzinne i prawie zdrowe, bo amerykańscy naukowcy, mówią, że zdrowa jest tylko pierwsza lampka czerwonego wina 🙂
Po jakimś czasie nie pamięta się już wszystkiego, nie odtworzysz każdej minuty. Pamięta się te zdarzenia, które emocja w nas wbiła. Mam kilka takich wspomnień.
Posłuchajcie.
To zapach rozmarynu roztartego na dłoni, który rośnie tu jak krzak, tworząc zielone mury. Zapachu i koloru.
To spotkanie stada kotów, mamy z dwójką maluchów, przy porannym bieganiu. Koty mruczą i łaszą się, gdy tylko na futrze poczują skrawek uwagi.
To dźwięk trąbki Pana Kukurydzy, który trąbiąc, oznajmiał swoje przybycie na plażę. Przychodził codziennie o tej samej porze, z nieprzyzwoicie słodką kukurydzą. Miał ją w dużej lodówce turystycznej na kółkach. Kukurydza była dobrze posolona, kosztowała 10 kun. Dziadek wyraźnie cieszył się z naszego widoku, przy jednym zatrzymaniu sprzedawał cały swój zapas.
To muczenie krowy za płotem, która codziennie przechodziła koło naszego domku. Raz przechodziła rano, raz wieczorem. Chodziła sama albo z koleżankami, mając za nic mocno uczęszczaną drogę i trąbiące samochody.
To woda w morzu tak słona, że jej smak czujesz, będąc nawet 10 m od wody.
To kamień tak biały i błyszczący, że kościół z niego zbudowany wydaje się dziełem rąk aniołów.
To ludzie tak szczerzy i otwarci, że zapytani o drogę częstują winem i daniem z wielkiego gara. Pachnącym świeżym mięsem, papryką i rozmarynem. Po 10 minutach rozmowy zapraszają na wspólny wieczór.
To miasteczka, domy, dziedzińce tak stare, że czujesz się jak w innym świecie, w innych czasach, w jakimś magicznym miejscu, gdzie czas się zatrzymał.
To 30 sekund czerwonego światła, by wyskoczyć z samochodu i zrobić zdjęcie wysokiej wieży z dzwonem, białej damy, królującej nad miasteczkiem zawieszonym nad przepaścią.
To radosny śmiech dziecka, śmiech dumy po przepłynięciu pierwszych metrów bez rękawków tak na prawdziwo.
To rozczulenie mamy, kiedy synek złowi kraba, a potem wypuści go do wody ze słowami … pewnie tęskni za mamą…
To chwile nostalgii i zadumy, gdy widzisz dom bez dachu, stare mury, a w środku domu drzewo. Zawsze wtedy zastanawiam się, kto tam mieszkał? Kogo kochał? Czy był szczęśliwy?
To widok morza, gór, zieleni, plaży, tak intensywny, że zamykasz oczy i otwierasz ponownie, by sprawdzić, czy na pewno.
To piegi na nosie dzieci, widoczne tylko wtedy, w słońcu.
To wdrapanie się na górę tak wysoko, że wyżej już nic nie ma. To trzymanie dziecka za rękę, by nie zaglądało w przepaść.
To chwile przy straganie z dziełami z białego kamienia, ręcznie robione cuda, tak jasne i czyste jak skrzydła anioła.
To lody o smaku truskawkowym, w gałce. Tak duże, że z trudem można oblizać wszystkie strony i tak pyszne, że można je jeść tylko w ciszy.
To chwila, gdy malutkie dzieci zasną, te większe skupią się na łapaniu jakiegoś morskiego stwora i przez ułamek sekundy słyszysz tylko morze.
To śmiech dziecka tak radosny, szczery i głośny, że urosłyby skrzydełka wszystkim wróżkom, gdyby tylko istniały.
To chwila szczęścia, że tak piękny widok można dzielić z tyloma bliskimi osobami.
To wieczorny spacer portem, bez dzieci.
To zachwyt córki nad nowym kapeluszem – taki samym jak dorośli mają.
To wychylenie się przez barierkę zbyt mocno, by wypatrzeć najlepszą plażę.
To moje wspomnienia, to chwile, o które dbam, aby je zapamiętać, zostają ze mną, budują, pocieszają w chwilach smutku.
Każde miejsce na świecie ma swoje smaki, dla mnie Chorwacja to zawsze smak ćevapi – lokalnego przysmaku przygotowywanego z mięsa, podawanego z ajvarem i krojoną cebulą – przepis znajdziesz na końcu artykułu. To smak dojrzałych pomidorów, słodkiej, słonecznej oliwy, zielonych pomarańczy, rozmarynu, ostryg podawanych na lodzie z cytryną, pizzy tak pysznej, jak włoska, białego wina z wyspy Korczula. Ćevapi zamawiam w restauracji, kupuję gotowe w sklepie, robię sama z mięsa w Chorwacji i w Polsce, żeby przyjaciół zaprosić w kulinarną podróż.
Posmakujesz?
Oto przepis na oryginalne ćevapi po chorwacku, możesz ten przepis wykorzystać jako inspiracje i użyć do niego dowolnego mięsa.
Składniki:
· 400 g mielonej wołowiny,
· 200 g mielonej baraniny,
· 600 g mielonej łopatki wieprzowej,
· 1 białko jaja,
· 4 ząbki czosnku,
· łyżeczka soli,
· 2 łyżeczki mielonego pieprzu,
· 1 łyżeczka pieprzu cayenne,
· ½ łyżeczki słodkiej papryki.
Wszystkie składniki umieść w dużej misce i mieszaj ze sobą. Roluj z nich niewielkie kiełbaski. Aby ułatwić sobie proces pieczenia i późniejszego jedzenia, możesz przebić je wzdłuż długą wykałaczką. Całość odstaw do lodówki na 2–3 godziny. Ćevapcici pieczemy na grillu lub patelni grillowej, (możesz też przygotować je w piekarniku – wtedy bez patyczków) aż przestaną być surowe.
Podawaj z ajvarem oraz pokroją cebulą.
Palce lizać!