12.01
Katarzyna Burchacka - Klimczuk

Katarzyna Burchacka - Klimczuk

W poszukiwaniu słońca

Podziel się wpisem z innymi

 

 

Firmę założyliśmy po to, by móc podróżować. Tak ją organizujemy, aby działała bez przerwy, szczególnie wtedy, gdy nas nie ma. Planów na rok 2020 był ogrom: Stany i Nowa Zelandia, bo jeszcze nas tam nie było, a do tego Portugalia i Chorwacja, bo tam zawsze dobrze wracać. Jeśli chodzi o nowe kierunki, zrealizowaliśmy Meksyk, Korsykę i Jezioro Como – udało się nam to wielkim fartem, bo zaraz po powrocie z Meksyku w lutym zaczęło się robić nieprzyjemnie: zamykanie szkół, stres, strach, niepewność. Korsykę odwiedziliśmy latem w tych kilku tygodniach, które dostaliśmy, aby złapać łyk normalności. Łapałam ją pełną piersią. A Korsyka smakowała najlepiej – wiem, że trzeba tam wrócić.

Przechorowaliśmy już swoje. Łapiemy normalność ozdrowieńca i stwierdziliśmy, że jedziemy odpocząć. Nie obawiamy się już zachorowania, a potrzeba słońca w nas ogromna. Zaczęłam szukać wyjazdu dla nas i dwójki dzieci. Pozostała dwójka tym razem wolała zostać w kraju. Dla nas priorytet był jeden. Słońce.

Zachęcające kierunki na dziś to Wyspy Kanaryjskie. Mnie najbardziej w tym roku interesowała Gran Canaria, ale w czasie naszego poszukiwania zrobiło się zamieszanie. Niektóre wyspy się zamykały, inne były otwarte. Ceny szalały.

Pojawił się Zanzibar, na którym ostatnio siedzi połowa polskiego Instagrama, bo nie obowiązują tam testy i nie istnieją maseczki – raj odzyskany. Niestety Zanzibar dla naszej czwórki wyszedł dość drogo. Co więcej, dzieci nie mają szczepień zalecanych w tym miejscu. Przekładamy ten kierunek na inną okoliczność.

Zaczęła kusić Dominikana, na której ostatni raz byliśmy, gdy 8-letni dziś Janek był jeszcze w brzuchu.

Aż tu nagle wyskoczyły Egipt i Turcja z bardzo ciekawymi ofertami, fajnym słońcem, przystępnymi cenami. Po sprawdzeniu okazało się, że w Turcji mocno pada w tym okresie i tak padło na Egipt.

Nie planowałam tego kierunku. Nie był na mojej liście, wręcz trochę się przed nim wzbraniałam, ale dziś bardzo doceniam to słońce i spokój, który tutaj łapię. Internet słabo działa, więc nawet trudno mi sprawdzić, ile zachorowań jest teraz w Polsce.

Początkowo miała być Hurghada, ale pierwszy lot został odwołany, ostatecznie jest to Marsa Alam, bo niżej i o jakieś 5 stopni cieplej.

No i jak jest?

Jest ciepło, wietrznie, słonecznie, polsko.

Na całym świecie nie spotkałam miejsca tak nastawionego na polskiego turystę. Obsługa mówi po polsku. Instrukcje, napisy i mapki po polsku, a nad basenem kolorowe światełka i Sławomir z szampanem w Zakopanem.

Jeżeli ktoś czuje się niepewnie z językiem, obawia się podróży, a ma potrzebę słońca, to myślę, że Egipt robi swoją robotę.

Co z testami?

Lecąc do Egiptu możesz już lecieć z testem przetłumaczonym na język angielski. Znajdowałam oferty za 500 zł za test z gwarancją terminu wykonania oraz z tłumaczeniem – na miejscu kosztuje to 30 dolarów, ale jest to raczej pic na wodę.

Po wylądowaniu osoby z testami mogły jako pierwsze wyjść z samolotu i udać się do hotelu. Osoby oczekujące na test zostawały w samolocie, aby wypełnić deklarację zdrowia (jedna kartka). Potem w holu lotniska czekaliśmy na testy.

Po kolei turyści siadali na drewnianym krześle i pobierano próbki z nosa, dość głęboko i nieprzyjemnie. Tylko z nosa – w Polsce moje badanie to był nos i gardło.

Nie spodziewaj się superhigienicznych warunków. Pani zmieniała rękawiczki średnio co 5 pacjentów. Miałam wrażenie, że te badania to tak pro forma. Po badaniu – w maseczkę, do autobusu i do hotelu. W hotelu maseczki już nie obowiązują, bo tu Covid nie istnieje. My czujemy się komfortowo – wiemy, że mamy to za sobą. Jeśli jednak obawiasz się o zachorowanie, to nie polecam.

Jakie ograniczenia w hotelu? Żadne dolegliwe.

Zanim gość wejdzie się do bufetu, ma mierzoną temperaturę. Bufet obsługują pracownicy hotelu, więc nie można samemu sięgnąć po bułeczkę czy banana. Sztućce podawane są w zestawach zapakowanych w foliowy worek, z serwetką i środkiem do dezynfekcji. W każdym rogu stoją dozowniki do dezynfekcji. Zamknięty jest klubik malucha, a atrakcje dla dzieci są ograniczone. Odbywa się mini-disco, pokazy tańca, poranna joga czy fitness w wodzie, a dzisiaj dzieci szalały w pianie w basenie.

Pytacie: wyjeżdżać z biurem czy samodzielnie?

Zwykle latamy sami, ale te czasy są takie dziwne. Sprawdzałam czartery i samodzielną rezerwację hotelu – nie opłaca się. Taniej wyszła nam rezerwacja poprzez biuro. Wybraliśmy TUI, choć widziałam jeszcze oferty z Coral oraz Rainbow. Nie miejscu są również rezydenci z każdego z tych biur – to lokalsi, którzy całkiem nieźle radzą sobie z polskim.

Jesteśmy w hotelu Hilton Marsa Alam. Codziennie słyszę historie Polaków, którzy przyjechali na tydzień lub dwa, a są już cztery tygodnie, bo zdecydowali się przedłużyć pobyt. Jedna z pań opowiadała, że koszt przedłużenia to 1 tys. zł za osobę na tydzień. Panie przedłużyły pobyt już o dwa tygodnie. I znowu, bardziej opłacało się to organizować poprzez biuro niż na miejscu w hotelu.

Kuszące…

Jak samolot?

Na lotnisku maseczki i próba utrzymania dystansu, ale i tak są chwile, że wszyscy stoją prawie jeden na drugim i nie ma możliwości zachowania odległości. Samolot wypełniony po brzegi, cały lot w maseczce. Dzieciom maski pospadały w trakcie snu i nie było z tego tytułu żadnych problemów.

Piramidy?

Pytacie, czy są organizowane wycieczki. Są, ale w ograniczonym stopniu. Nam zaproponowano rejs statkiem ze szklanym dnem, wyprawę quadami oraz wyjazd do pobliskiego miasteczka na zakupy. No, nie urywa… Wiem, że turyści decydują się na samodzielne wyprawy. Egipt również jest dotknięty Covidem i poza hotelem obowiązują restrykcje. Pracownicy hotelu chodzą w maseczkach.

Atrakcje są ograniczone, słońca jest pod dostatkiem. Myślę, że na zwiedzanie przyjdzie lepszy czas.

Kwarantanna po powrocie?

Zaplanowaliśmy powrót 23 stycznia. Na dziś informacja jest taka, że przepisy obowiązują do 17 stycznia, więc nie dotyczą tych, którzy wracają później. Oby tak zostało!

Przesyłam Wam gorące pozdrowienia.

Jeśli potrzebujecie jeszcze jakichś informacji, piszcie.

 

Photo by Jared Rice on Unsplash.

Największa satysfakcją dla blogerki jest pogadać.
Jeśli jesteś tu po raz pierwszy powiedz cześć, jeśli znamy się już dłużej powiedz coś więcej.
Napisz, skomentuj, poznajmy się, pogadajmy.

Jeśli ten wpis Ci się spodobał i czujesz, że spodoba się też Twoim znajomym – będę wdzięczna, jeśli udostępnisz go na  Facebooku
Dużo mnie jest też na Instagramie. Rozkręcam się na Instastories (powoli, ale jednak).

Udostępnij na FB

Dodaj komentarz