I znowu jestem.
Katarzyna Burchacka - Klimczuk

Katarzyna Burchacka - Klimczuk

I znowu jestem.

Podziel się wpisem z innymi

Jeden po drugim stworzyłam dwa wpisy, którymi chciałam się podzielić.
Zlepki zdań, po przeczytaniu których gdzieś coś uwierało, gdzieś coś zgrzytało.
Coś innego chciałam przekazać, w coś innego ułożyły się słowa.
Kiedy po raz kolejny zabieram się do tekstu, zastanawiam się, co zrobić,
by za bardzo nie popłynąć, by przekazać myśl.
Leje mnie to moje życie. Batoży do krwi chwilami. Na przestrzeni dwóch dekad wylałam
tyle łez, że Mojżesz miałby kłopot, by lud swój przeprowadzić przez akwen z nich powstały. Nie
będę wdawać się w szczegóły, ani nawet nie poczynię zarysu ogólnego, ponieważ nie jest ważne
DLACZEGO, ale CO z tego wynika.
A wynika z tego podjęty jakiś czas temu wysiłek, aby zawalczyć o to, by być, gdyż w
pewnym momencie poczułam, że mnie nie ma. Cudze wyobrażenia, oczekiwania i osądy zaczęły
definiować mnie w takim stopniu, że jedynym sensownym krokiem byłoby funkcjonowanie z
założoną na głowę torbą, ewentualnie publiczne samobiczowanie.
Ciągłe i nieustające, ku uciesze żądnej ofiar gawiedzi.
Znikałam. Atom po atomie. Ścięgno po ścięgnie. Zapadałam się w sobie. Czułam się
niegodna wszystkiego i winna wszystkiego. Paskudny, wyniszczający stan. Znalazłam jednak siłę i
determinację, by powiedzieć temu procesowi STOP. Za dużo. Za długo.
Zbyt niesprawiedliwie, choć aniołem to ja nie byłam i nie jestem. Ale już dość.
Przychodzi taki moment, gdy człowiek zastanawia się, jak zaczerpnąć haust życiodajnego
powietrza, jak uspokoić rozszalałe bicie serca, zatrzymać nieustanną gonitwę myśli. Jak
powstrzymać swoje demony przed zniszczeniem tego, co udało się zbudować na nowo i co zrobić,
by nie przepaść z kretesem w czarnej otchłani? Jak odzyskać iskrę, która kiedyś potrafiła rozpalić
potężny i budzący respekt ogień? Jak człowiek czasem daje się zgnieść…Niewiarygodne.
Wiele z nas ma za sobą chwile trudne, przytłaczające. Dla wielu z nas życie miało bolesne
lekcje. Niejedna płacze po nocach, bo w dzień trzeba być silną. Mało kto nas widzi. Patrzą na
roześmiane usta, zupełnie nie zauważając przy tym rozpaczy w spojrzeniu. Niewielu potrafi czytać
między wierszami. I to nie ich wina. Oni jeszcze swoich lekcji nie otrzymali, zatem nie wyczują
Twojego bólu. Ci, którzy cierpienia doświadczyli, będą przy Tobie, w milczeniu trzymając za rękę.
Jednak jedyną osobą, która może Ci pomóc, jesteś Ty sama.
Nikt inny. Im szybciej to pojmiesz, tym prędzej wkroczysz na drogę odzyskania siebie.
Od kilku miesięcy jestem w procesie. Moje działania jeszcze są chaotyczne, szukam,
czytam, słucham, łapię po kilka rzeczy jednocześnie. Jednak udało mi się wyodrębnić narzędzia
najbardziej mnie wspomagające. Są to praktyka wdzięczności, bycie „tu i teraz”, medytacja oraz
pisanie w dzienniku. Tematy znane, często stosowane, szeroko rekomendowane, jednak przede
wszystkim działające. Nie zawsze znajduję czas na medytację, mantry, czy pisanie. Czasem chaos
jest tak duży, że uważność idzie precz. Jednak każdego dnia wyrażam wdzięczność za coś, za
cokolwiek, czasem za bardzo małą rzecz, ale znajduję ją. Bywa, że w ostatniej myśli tuż przed
zaśnięciem. Początkowo zaślepiona gniewem i żalem zapisywałam rzeczy, za które jestem
wdzięczna trochę na siłę, trochę bez przekonania. Czułam w sobie przymus i chęć ucieczki od tego
zadania. Przecież tak mi było źle. Za co mam być wdzięczna? Za sprawy oczywiste? Ano tak.
Ponieważ nic nie jest nam dane raz na zawsze. Uświadomienie sobie tego, jak wiele posiadam w
porównaniu do większości ludzi na świecie nie jest trudne. Dopiero uświadomienie sobie, że to,
gdzie się urodziłam, dało mi na starcie mnóstwo przywilejów, spowodowało zmianę myślenia. I
niby każdy to wie, ale czy w każdym obudzi to wdzięczność? To rzeczy materialne. A gdzie relacje?
Emocje? Ta nić połączeń, którą ma każdy?
Kolejny level to wdzięczność za ludzi, za interakcje, nawet, jeżeli to ciężkie do przebrnięcia lekcje.
Piszę. Robię to często i dużo. Pomijając fakt, że pisanie mi pomaga, to po prostu lubię to.
Lubię, gdy słowa układają się swobodnie, gdy trafiają, poruszają, wywołują jakieś emocje,
powodują drgnienie gdzieś w środku. Gdy zostają na dłużej. Prowadziłam kiedyś bloga i miałam
stałe grono czytelników. We wpisy wplatałam swoje zdjęcia, ponadto stworzyłam w kilku miejscach
swoje galerie. Usunęłam wszystko. Moje pasje uwierały.
Pozwoliłam im spłonąć w zielonym ogniu zazdrości. Uwierzyłam, że nie są nic warte.
Na wiele lat zapomniałam, że potrafię, dałam to stłamsić i zdeptać. Ogromną część mnie.
Oddzieleni od siebie albo pozwalamy duszy uschnąć, albo w końcu resztką sił doczołgamy
się do miejsca, gdzie możemy jedynie wyszeptać: proszę. To jest ten moment totalnej i absolutnej
bezsilności, gdzie nie potrafimy już sformułować żadnej sensownej myśli, gdzie jest tylko ból, bo
łez już nawet nie ma. A potem przychodzi odpuszczenie tej całej presji i prób kontroli. Jedyne, co
możesz zrobić, to zawierzyć i oddać się prowadzeniu. I nie jest ważne, jak nazwiesz siłę, której się
oddajesz – Bogiem, Wszechświatem, czy jeszcze inaczej, od teraz możesz jedynie wzrastać. I
zrobisz to, bez względu na karcące spojrzenia, bez względu na wytykanie trzęsącym się z
nienawiści palcem, bez względu na oburzone okrzyki o egoizmie, głupocie, szaleństwie. Ty wiesz,
że w końcu walczysz o siebie dla siebie. Nareszcie! Oto rozpoczynasz nowy rozdział! Jeszcze nie
wiesz, co będzie zawierał, nie wiesz, czy zdołasz w zdrętwiałej dłoni utrzymać pióro, nie wiesz,
jakich słów użyjesz, ale zaufaj mi, one popłyną swobodnym strumieniem, gdy tylko zaczniesz.
Masz ją. Masz przed sobą czystą kartkę. Na początek wystarczy, gdy napiszesz jedno słowo.
JESTEM.
A potem uwierz. Uwierz, że będziesz piękniej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Mam na imię Iwona.
I znowu jestem.

Największa satysfakcją dla blogerki jest pogadać.
Jeśli jesteś tu po raz pierwszy powiedz cześć, jeśli znamy się już dłużej powiedz coś więcej.
Napisz, skomentuj, poznajmy się, pogadajmy.

Jeśli ten wpis Ci się spodobał i czujesz, że spodoba się też Twoim znajomym – będę wdzięczna, jeśli udostępnisz go na  Facebooku
Dużo mnie jest też na Instagramie. Rozkręcam się na Instastories (powoli, ale jednak).

Udostępnij na FB

Dodaj komentarz